Był kwiecień. Cannes. Nad moją głową szumiały palmy, słońce grzało w plecy, a na horyzoncie migotało lazurowe morze. Szłam deptakiem jednego z najbardziej pożądanych i prestiżowych miast na świecie i łzy płynęły mi po policzkach. Pchałam wózek, dziecko krzyczało wniebogłosy, a przechodnie podchodzili, by zapytać, czy wszystko w porządku. A ja szłam, zastanawiając się: Co ja tu do cholery robię? Byłam nianią 24h, zarabiałam niezłe pieniądze, ale byłam wykończona fizycznie i nieszczęśliwa. Dysonans pomiędzy pięknem miejsca, w którym się znajdowałam, a tym, jak źle mi było w środku, był tak ogromny, że aż nie do zniesienia. To był dla mnie bardzo trudny okres życia pod wieloma względami. Nie wiem jak, ale jakimś cudem go przetrwałam. Przetrwałam i jednak zostałam we Francji.
Po ponad dwóch latach wracam do Cannes.
Tym razem z moim ukochanym narzeczonym, na nasze wymarzone, upragnione, wyczekane i uciułane, cent po cencie, wakacje. Po wielu dniach wysiedzianych na Airbnb, godzinach siedzenia w Excelu i dokładnego analizowania naszych przychodów i rozchodów, ślęczenia nad mapą i szukania autostrad oraz najlepszych i najtańszych rozwiązań. Po długim odkładaniu do Skarbonki każdego znalezionego na brudnej, paryskiej ulicy centa. Po rezygnacji z wyjazdu do Polski. Modlitwach o premie i szukaniu dodatkowych źródeł dochodów. Po setkach tęsknych rozmów o tym, jak marzy się nam Lazurowe Wybrzeże i wzdychaniu do widoków z telewizyjnych reportaży. Jedziemy!
Wyruszamy za kilka godzin.
Jestem szczęśliwa i pełna wdzięczności, że życie poukładało się tak, a nie inaczej. Bo wiem, że nic nie jest oczywiste ani dane nam raz na zawsze. Przekonałam się o tym doskonale.
Dziś rano wstrząsnęła mną wiadomość o samobójczej śmierci Chestera Benningtona – lidera zespołu Linkin Park. Przecież miał wszystko – powie każdy. Do takiego Cannes to mógł sobie latać w tę i z powrotem. Powiesił się w swoim luksusowym domu koło Los Angeles… Nikt jednak z nas nie wie i nie dowie się, co działo się w nim, co czuł i myślał. Nikt.
Dlatego nie zazdrośćcie mi. Cieszcie się tym, co macie tu i teraz. Nawet w najpiękniejszym miejscu na ziemi możecie czuć w środku totalną pustkę i być nieszczęśliwymi. A możecie też iść dziś na zieloną polanę z ukochaną osobą i czuć pełnię szczęścia. Bo miejsce jest tak naprawdę tylko dopełnieniem wakacji.
My dziś cieszymy się jak małolaty. Podekscytowanie jest tak wielkie, że mogłabym zasilać dziś energią cały Paryż 😉 Serio. Odbyliśmy już we dwoje wiele pięknych podróży, ale tym razem, ta podróż jest dla nas czymś wyjątkowym. Czymś więcej niż spełnionym marzeniem. Dla mnie to kolejny cud w moim życiu. Historia zatacza koło.
Mam nadzieję, że wrócę do Was szczęśliwa, opalona, wypoczęta, ukołysana przez morze i uspokojona niewzruszonością gór, wyciszona i gotowa na trudy nowych wyzwań, które czekają na mnie od września, i pełna inspiracji, którymi będę mogła się z Wami tu podzielić.
Cudownych wakacji Kochani i do usłyszenia! 🙂