O polsko-polskiej przyjaźni na emigracji

Życie bez znajomych i przyjaciół to nie życie. Zwłaszcza na emigracji. Ta ostatnia weryfikuje wszystkie relacje: rodzinne, małżeńskie, rodzicielskie i przyjacielskie. To prawda, że dziś jest łatwiej. Są telefony, Skype, videoczaty i tanie loty Ryanaira. Ale jest wiele sytuacji, w których i to nie wystarcza. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Moja słabo słysząca babcia nie jest w stanie rozmawiać przez telefon, a i Skype jest dla niej czymś kompletnie oderwanym od rzeczywistości. Jednym słowem oszczędzam jej tego stresu. To tylko jeden z przykładów, że chcieć to nie zawsze móc. Ale dziś nie o rodzinie będzie, a o przyjaźni.

Wiele słyszałam historii o tym, jak Polak Polakowi za granicą robi pod górkę. Jak jesteśmy zawistni, jak cwaniakujemy i wykorzystujemy swojego. Zwłaszcza tego, co dopiero tu przyjechał i języka jeszcze nie zna ani prawa i realiów panujących we Francji. Takiego to najłatwiej znaleźć w Internecie i pod pozorem chęci pomocy wyciągnąć od niego ostatnie zaskórniaki, jakie przywiózł z Polski, lub pierwszą pensję już w euro… To już wersja hardcore. Ale są też te łagodniejsze, na które panuje ogólne przyzwolenie. Odsprzedawanie pracy czy tzw. godzin sprzątania. Albo szukanie polskiej niani na zasadzie, która weźmie mniej. Tak, jakby jej kompetencje i to, czy w ogóle lubi dzieci nie miało żadnego znaczenia. Obserwuję takie historie na forach i grupach Facebooka i czasami oczom nie wierzę, że to swój swojego… Przykre.

Sama przekonałam się niestety, że w relacjach służbowych na emigracji my – Polacy lekceważymy się nawzajem. Szacunek należy się w zależności od tego, kto ile lat już tu jest, czy i jak dobrze zna język i jak mu się poukładało, czytaj czy i jaką ma pracę i ile zarabia. Wiem, co to znaczy mieć szefa Polaka za granicą i niestety nie wspominam tego okresu zbyt dobrze. Ale to był tylko jeden epizod. Bo koleżanki Polki, które wdrażały mnie w pracę i pomagały, gdy nie wyrabiałam się na czas, to była piękna historia. I nie jedyna tutaj.

Na wyżej wspomnianych grupach i forach otrzymałam też wielokrotnie pomoc i bardzo przydatne rady. Na przykład, gdy zgubiłam dowód osobisty, gdy padł mi komputer lub szukałam kucharki, która na cito upiecze mi tort na urodziny ukochanego. Zawsze znalazł się ktoś, kto zainteresował się sprawą i okazał realną pomoc. Budujące.

Na emigracji przydarzyło się nam też nieoczekiwanie coś, co dziś już trudno nazwać zbiegiem okoliczności. Piękna znajomość. W moim odczuciu to już przyjaźń, bo wiem, że gdyby coś nagle się stało, mogłabym do nich zadzwonić o każdej porze i poprosić o pomoc. Wiem, że mogłabym na nich liczyć.

Poznałyśmy się na kursie języka francuskiego. To był sam początek mojej, ale też dziewczyn emigracji. Przyjechałyśmy tu wszystkie trzy z tego samego powodu. Miałyśmy bardzo podobną pod wieloma względami sytuację. Dopiero zaczynałyśmy swoją przygodę z Francją. Przyznam szczerze, że uprzedzona trochę różnymi historiami, nie szukałam wśród kursantów nowych znajomości. Ale tak jakoś samo zaczęło się dziać. Siadałyśmy razem. Zagadywałyśmy. Zaiskrzyło. Dopiero długi czas potem K. śmiała się, że miała nas od początku upatrzone, a ja gdzieś ciągle wymykałam się.

Rozmowy się przedłużały. Padły propozycje spotkania. W szóstkę, czyli z naszymi drugimi połówkami. Z inicjatywą wyszła K. I… To było niesamowite. Nasi faceci w ogóle się nie znali i praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Zastanawiałam się, jak to będzie… Różnił nas wiek i bagaż doświadczeń. K. przygotowała fantastyczną kolację. Siedzieliśmy przy stole i tematy się nie kończyły. Atmosfera była wspaniała. Wracaliśmy do domu ostatnim metrem, zachwyceni tym spotkaniem. Potem było następne, następne i następne. Na zmianę. Każdy z nas przygotowywał iście królewską kolację, aby móc jak najdłużej biesiadować przy stole. Były też imprezy z tańcami i spontaniczne spotkania. Pokazy filmów i zdjęć z podróży, bo wszyscy to uwielbiamy. Byliśmy świadkami wielu ważnych momentów i zmian w naszym emigracyjnym życiu. Bywały też długie miesiące, kiedy z różnych powodów się nie widzieliśmy. Ale to w żaden sposób nie rzutowało na naszą znajomość. W najtrudniejszym okresie mojej emigracji to właśnie dziewczyny stały przy mnie. Pisały, wyciągały z domu, wysłuchiwały. Nigdy im tego nie zapomnę.

Minęły już trzy lata tej znajomości, a my właśnie szykujemy się na ślub M. Oczywiście jedziemy razem. W piątkę… Bo w międzyczasie wydarzyło się sporo ważnego w naszym życiu. K. wzięła ślub, a w ubiegłym roku przyszedł na świat ich synek. M. zaręczyła się kilka miesięcy po naszych zaręczynach. Tak się poukładało, że we wrześniu tego roku wrócili na stałe do Polski. W najbliższy weekend biorą ślub, a my w piątkę będziemy im towarzyszyć w tym ważnym momencie. I prawdę mówiąc – nie możemy się już doczekać!

W ubiegłym tygodniu zrobiłyśmy M. wieczór panieński w Paryżu. Siedziałyśmy na schodach Trocadéro, z widokiem na Wieżę Eiffla i piłyśmy szampana, wspominając to wszystko, co wydarzyło się przez te trzy lata. Ja wiem jedno – ta znajomość to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się mi na emigracji. Bez względu na to, co będzie dalej i gdzie będziemy, mam nadzieję, że się nigdy nie skończy.

Jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda u Was Kochani? Przetrwały Wasze przyjaźnie z Polski? Znaleźliście tutaj nowych przyjaciół? Dajcie znać w komentarzu!

Podaj swój adres email i otrzymaj darmowy ebook.

Administratorem Twoich danych osobowych podanych w formularzu jest Monika Laskowska-Baszak (emigrantka.eu). Szczegóły związane z przetwarzaniem danych osobowych znajdziesz w Polityce prywatności.

0 comments
6 likes

Related posts

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

O mnie

Paryż miałam w planach co najwyżej na… emeryturę. Ale życie uwielbia płatać figle. Przyjechałam do Paryża z miłości do mężczyzny, a zostałam z miłości do tego kraju. Dziś witam Was na moim lyońskim balkonie, przy stoliku oplecionym zapachem lawendy i z filiżanką aromatycznej kawy w dłoni. To moja prywatna café. Moje codzienne radości i smutki, zachwyty i zmagania z życiem na emigracji, roztrząsane przy małej czarnej. Zapraszam Was w (nie)codzienną podróż po Francji, podczas której Paryż będzie tylko jednym z przystanków.
Czytaj dalej

Newsletter

Podaj swój adres email i otrzymaj darmowy ebook.

Administratorem Twoich danych osobowych podanych w formularzu jest Monika Laskowska-Baszak (emigrantka.eu). Szczegóły związane z przetwarzaniem danych osobowych znajdziesz w Polityce prywatności.

Airbnb – skorzystaj z mojej zniżki!
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty