Odkąd zmarł mój Dziadek, Babcia, co roku, 1 listopada, zaprasza naszą całą rodzinę do siebie. Jest to jedna z najweselszych i najpiękniejszych imprez rodzinnych w ciągu roku. Bo tego chciałby Dziadek – powtarza nam zawsze Babcia. Rzeczywiście – Dziadek był pogodnym człowiekiem, obdarzonym dużym poczuciem humoru. Uwielbiał spotkania towarzyskie, a dom Dziadków zawsze tętnił życiem – był otwarty dla wszystkich i niezwykle gościnny. Pamiętam ten nieustanny gwar i ruch w kuchni i ciągle obecne ciasto na przykrytym obrusem stole kuchennym. Dziadka nie ma z nami już wiele lat, ale zawsze w dzień Wszystkich Świętych wspominamy go z uśmiechem przy suto zastawionym przez niezawodną Babcię stole. Atmosfera tych spotkań jest niezapomniana.
Ten rok to już drugi z kolei, kiedy musiałam pracować w Święto Zmarłych. Nie mogłam być w Polsce z najbliższymi. Nie mogłam zapalić znicza na grobach przynajmniej kilku bardzo dla mnie ważnych osób. W takie dni tęskni się szczególnie mocno za tymi, których już nie ma na ziemskim świecie, ale chyba jeszcze bardziej za tymi, którzy wciąż żyją, ale są daleko…
Dlatego zaraz po pracy udałam się na jeden z najpiękniejszych paryskich cmentarzy – Père-Lachaise. Słońce grzało obłędnie, zatopiło w swym złotym świetle setki nagrobków. Odbijało się od mosiężnych krzyży, przeglądało w kolorowych witrażach i wyglądało spomiędzy jesiennych koron drzew. Dookoła szelest liści, które dywanami wypełniły alejki i korytarze, a niekiedy pokrywały cale płyty nagrobne. To niesamowite, ale co chwilę, dosłownie z każdej strony, dobiegały urywki rozmów w języku polskim. Tego dnia z pewnością Polaków było tam najwięcej. Uśmiechałam się pod nosem myśląc, jak mocno zakorzenione są w nas pewne tradycje i jak wielka potrzeba, by będąc nawet daleko od kraju, od najbliższych, oddać szacunek zmarłym. A wiadomo, że można tu spotkać także polskie groby i odkrywałam te polskie nazwiska z niekrytą radością. Nie tylko te znane, nie tylko Chopin, nie tylko Ewelina Hańska (żona Honoriusza Balzaka), nie tylko Klementyna Hoffmanowa. Także, a może przede wszystkim te anonimowe, nieznane mi, ale drogie i ważne dla kogoś innego. Każde nazwisko to jakaś historia, jakaś osoba, jakiś kolor oczu, jakaś rodzina, jej świat, spotkania przy kuchennym stole. To Babcia i Dziadek, którzy dali początek sadze rodzinnej…
Było ciepło, słonecznie, nastrojowo. Było refleksyjnie. Było ciężko…
Bez zbędnych, dodatkowych słów zapraszam Was do obejrzenia fotorelacji.