Le Vexin, czyli o mojej najlepszej podróży bez celu…

Jestem dziwnym typem wędrowca. Wolę samą drogę niż cel. Wolę auto niż samolot. Wolę francuską prowincję niż Paryż. Wolę swojskie bistro niż ekskluzywną restaurację. Wolę camping niż hotel. Czuję się wtedy najlepiej, swobodnie, czuję, że jestem wtedy sobą. Właściwe miejsce i czas. Nic nie uwiera. Jest idealnie.

Potrafię przejechać 200 km, żeby tak naprawdę nigdzie nie dotrzeć i z perspektywy przewodników nic nadzwyczajnego nie zobaczyć. Żadnych gór i mórz, żadnych odhaczonych zabytków ani nawet obiadu w knajpie. Ale za to chorobliwie uwielbiam zaglądać ludziom w okna, podglądać ogródki i tarasy, na których piją aperitif. Tak. Uwielbiam to. Uwielbiam podglądać ludzi, jak żyją. Jaki kolor okiennic wybrali. Jak spędzają czas wolny w upalne, niedzielne popołudnie. Co stoi u nich na stole. Czy i gdzie jeżdżą na rowerach. Co niosą w torbie na piknik. Którą bagietkę kupują: zwyczajną czy tradition. Jaką książkę czytają. I nawet jeśli wścibstwem tę moją przypadłość można nazwać, to jest to wścibstwo wynikające tylko i wyłącznie z ciekawości wobec życia i tego jak żyją inni. Czy i gdzie jest im dobrze, czy są szczęśliwi. Czym się różnią ode mnie. Albo od nas, Polaków. Podglądam, żeby zrozumieć. Żeby nabrać dystansu do pewnych spraw. Żeby się zainspirować. Uwielbiam to.

I właśnie dlatego, jeśli zapytacie mnie, po cholerę to jechać trzy godziny autem w upalne niedzielne popołudnie tak naprawdę bez celu i planu, to odpowiem Wam, że właśnie po to. Żeby droga przyjemnością była, a nie sam cel podróży. Aby po drodze odkryć dziesiątki miejsc, do których jeszcze warto będzie wrócić, a których nie ma w przewodnikach. Żeby spotkać ludzi, a nie turystów. Żeby zobaczyć zwyczajne codzienne życie w innym, niż moje, wydaniu.

Mam to szczęście, że znalazlam idealnego kompana do takich podróży, choć kiedyś wydawało mi się to niemożliwe. Oboje nie lubimy spiny w podróży, bo ta ostatnia, w naszym przekonaniu, ma być tylko i wyłącznie przyjemnością, a nie koniecznością zobaczenia długiej listy miejsc przygotowanej w Excelu. Nie lubimy oczywistych miejsc i chorujemy na widok tłumu. Kolejki są nie dla nas, choć czasami, przyznaję – nie ma po prostu wyjścia.

Mówiłam to już pewnie trylion razy, ale kochamy francuską prowincję. Uwielbiamy małe, francuskie wioski, rozległe pejzaże i piknikowanie w przypadkowym miejscu.

Zachwycają nas parkany i domki z kamienia, barwne okiennice oplecione bluszczem i kwiatami. Tarasy ogrodowe, na których zawsze gwarno. Stare kościółki z wieżą zegarową, z których większość to prawdziwe perełki historii. Ciekawe muzea, np. narzędzi gospodarczych czy fabryka musztardy, na które można się natknąć po drodze i gdzie nie ma tłumów gapiów. Zabytkowe zamki i pałace, które dziś są prywatną własnością, więc nie znajdziecie ich w przewodniku. Cudne koty wygrzewające się na parapetach. Ciekawe fasady budynków, w których mieści się urząd miasta. Miejscowe ryneczki, tzw. marché, wesołe miasteczka, festyny, na których jest spokojnie, swojsko, kameralnie. Tutaj można kupić regionalne produkty czy trunki prosto od producenta.

Można… Mogłabym tak wymieniać bez końca, wszystkie te wartościowe rzeczy, które przytrafiają się podczas takich podróży bez celu…

Idealnym regionem na taką wycieczką okazało się Le Vexin w departamencie Val-d’Oise. Rzut beretem od Paryża, a zupełnie inny świat. W przedostatnią upalną niedzielę wsiedliśmy do auta, zapakowaliśmy koc, pieczone udka, ogórki kiszone i butelkę wina, a następnie ruszyliśmy przed siebie. I jechaliśmy tak około 4 godzin. Początkowo myśleliśmy o jakimś pikniku, ale droga tak nam się spodobała, że nie chciało się nam zatrzymywać. Nasz obiad skonsumowaliśmy na kolację, wracając do jednego z miejsc, które spodobało się nam bardzo po drodze.

Nie wspomniałam jeszcze nic o naturze. A pejzaż jest po prostu relaksujący sam w sobie. Rozległe pola uprawne i łąki, pastwiska, a także cudne lasy i ogromne bogactwo flory i fauny. Takiej ilości różnobarwnych motyli, jak tam, to jeszcze chyba nigdzie nie widziałam.

A jeśli szukacie jakiegoś punktu zaczepnego, to polecam Wam odwiedzić La Maison du Parc w Théméricourt, który znajduje się przy pięknym zamku. Tam warto wstąpić do muzeum, gdzie znajduje się punkt informacji i gdzie można nabyć mapy i ciekawe ulotki o regionie. Dodatkowo naszą uwagę przykuły też niebanalne pamiątki i produkty lokalne, takie jak miód czy piwo z regionu Le Vexin. A obok zamku wspaniała miejscówka na piknik i błogi odpoczynek, z czego miejscowi bardzo chętnie korzystają. I my także.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam szerokiej drogi…

Podaj swój adres email i otrzymaj darmowy ebook.

Administratorem Twoich danych osobowych podanych w formularzu jest Monika Laskowska-Baszak (emigrantka.eu). Szczegóły związane z przetwarzaniem danych osobowych znajdziesz w Polityce prywatności.

0 comments
2 likes

Related posts

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

O mnie

Paryż miałam w planach co najwyżej na… emeryturę. Ale życie uwielbia płatać figle. Przyjechałam do Paryża z miłości do mężczyzny, a zostałam z miłości do tego kraju. Dziś witam Was na moim lyońskim balkonie, przy stoliku oplecionym zapachem lawendy i z filiżanką aromatycznej kawy w dłoni. To moja prywatna café. Moje codzienne radości i smutki, zachwyty i zmagania z życiem na emigracji, roztrząsane przy małej czarnej. Zapraszam Was w (nie)codzienną podróż po Francji, podczas której Paryż będzie tylko jednym z przystanków.
Czytaj dalej

Newsletter

Podaj swój adres email i otrzymaj darmowy ebook.

Administratorem Twoich danych osobowych podanych w formularzu jest Monika Laskowska-Baszak (emigrantka.eu). Szczegóły związane z przetwarzaniem danych osobowych znajdziesz w Polityce prywatności.

Airbnb – skorzystaj z mojej zniżki!
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty