Po wietrznej nocy, nastał piękny, słoneczny dzień. Listopadowe niebo błękitne jak latem, samoloty kreślą nowe linie kolejnych podróży bliskich i dalekich. Temperatura 19°C, jakby na przekór tej porze roku. Słońce świeci na przekór ciemnym myślom, a ptaki – na przekór smutkowi i łzom – radośnie świergoczą. W boulangerie pachnie świeżym chlebem, sąsiad z dołu odkurza jak co niedzielę, a dzieci bawią się w ogrodzie. Świat trwa na przekór wszystkiemu. Paryż nadal żyje.
Dopiero dziś, patrząc na to słoneczne niebo, uświadomiłam sobie, jak ponura była wczoraj aura za oknem. Za oknem, ale i w głowie, i w sercu. Nie zarejestrowałam wczoraj, jaka była pogoda. Że było zimno, wietrznie, niebo przykryte szaro-burymi chmurami i deszcz przelotnie dzwoniący o szyby. Zupełnie jakby przyroda zjednoczyła się z nami w żałobie. Wczoraj wieczorem, po całej nocy i całym dniu spędzonych na wpatrywaniu się w monitory komputerów, po wypowiedzeniu słów niewypowiedzianych, po odpowiedzi na dziesiątki wiadomości i telefonów – spojrzeliśmy na siebie z Muszkieterem i powiedzieliśmy sobie: STOP. Więcej, dłużej, bardziej się nie da. Nie można. Ciężar jest zbyt wielki, emocje zbyt duże, pewnych rzeczy po prostu pojąć i zrozumieć się nie da. Potrzebny jest spokój. Nam, rodzinom ofiar, świadkom i światu. Wyłączyliśmy serwis informacyjny. Zapaliliśmy świeczki i otworzyliśmy wino.
Wczoraj zgasła Wieża Eiffla – największy i nieporównywalny z niczym innym symbol Miasta Świateł, symbol Paryża, symbol Francji. W tym samym czasie reszta świata zapaliła swoje światła w geście solidarności z pogrążoną w żałobie Francją.
Znaleziono samochód, który najprawdopodobniej należał do terrorystów. To oznacza, że najpewniej żyją i że uciekli lub się ukrywają. Tej samej nocy matka odnalazła w szpitalu swego żyjącego syna, który był na koncercie w „Bataclan”. Przed chwilą młoda dziewczyna odnalazła swojego ukochanego, który ocalał podczas ataku.
Mam dziś kolejny dzień przymusowego urlopu. Moje miejsce pracy zostało zamknięte przez władze miasta do odwołania. Ostatnia noc była bardzo zimna i wietrzna. Spośród wszystkich żywiołów najbardziej boję się i nie lubię wiatru. Ale dziś wyszło słońce. Byłam rano w kościele, przy wejściu stali policjanci. Przez całą Mszę św. w mojej głowie, jak mantra, odbijała się echem jedna modlitwa: spokój.
Może właśnie dlatego słońce dziś świeci. Aura dziś nie potęguje smutku, rozpaczy, żalu. Słońce świeci, samoloty kreślą ślady w przestworzach, ptaki świergoczą, dzieci bawią się w ogródku, a chleb pachnie w boulangerie. Na przekór. Na przekór ciemności, strachowi, brzydocie, okrucieństwu. Na przekór złu i nienawiści.