A gdyby tak można było raz na zawsze. Być szczęśliwym. Znaleźć świetną pracę. Najlepszą miłość. Raz na zawsze schudnąć. Zadbać o siebie. Raz na zawsze przestać narzekać.
A gdyby tak raz na zawsze oswoić tę emigrację i przyjąć do rozhuśtanej świadomości fakt, że Polska jest tam, a ja Tu, i moje życie jest tutaj – nigdzie indziej.
Gdyby TAK WŁAŚNIE raz na zawsze mogło być, o ile łatwiej by się żyło, prawda? No jasna cholera, byłoby świetnie.
No, ale nie jest tak. Choć coraz lepiej jest. Z tym krzykiem w środku i poskręcanym żołądkiem, gdy opuszczam płytę lotniska w Modlinie. W Polsce straszę regularnie brakiem makijażu, ale we łzach pożegnania już więcej jest ciszy przyzwyczajenia niż spazmów żalu i niezgody. Więcej nadziei na kolejne spotkanie i świadomości, że jest, jak jest i w tym momencie tak być musi. Że to mój wybór przecież. Każdego dnia.
I wiem, tak, wiem bardzo dobrze, że życie na pół gwizdka, z półotwartą walizką „powrót do Polski” jest krzywdą raczej, nie żadną nadzieją czy wyjściem awaryjnym. Nie można się skoncentrować. Nie można się zmotywować na full. Nie można usiedzieć spokojnie, ani znosić z godnością kolejnej porażki w pracy, bo z tyłu głowy POLSKA. Bo tam Cię przynajmniej rozumieją. Ty ich rozumiesz. Wszystko takie swojskie, Ty taka kompetentna, co najwyżej szef dureń. A tutaj? Tutaj modlisz się, by zrozumieć dobrze, co do Ciebie mówią, jaką stawkę Ci proponują, jakie dokumenty każą Ci podpisywać… Albo inaczej. Idziesz na rozmowę o pracę dużo poniżej Twoich kwalifikacji, a oni patrzą w Twoje CV: uniwersytety, zrealizowane projekty, stypendia zagraniczne i rzucają to spojrzenie WTF? Wracasz do domu, oczywiście bez pracy, i myślisz sobie, no rzeczywiście WTF?
Życie w rozkroku jest bardzo niewygodne i z założenia boli. Nie pozwala stanąć stabilnie i pewnie na żadnej nodze. I grozi upadkiem. Bolesnym. Im trwa to dłużej, tym gorzej. Jedną nogą tutaj, drugą tam – no jak długo tak można??
Pewnie długo, ale czy to jest życie? Takie na stówę? O które Ci chodziło?
Przychodzi taki moment, że trzeba usiąść sobie na tym emigracyjnym stołku i zobaczyć sprawy takie, jakimi są naprawdę. Bez sentymentów, polskich bocianów, najpyszniejszych krówek i tych wszystkich nostalgicznych chwil pod polską gruszą, które niewiele mają wspólnego z prawdziwym, codziennym życiem i jego problemami. Czasami też trzeba umieć po prostu puknąć się w czoło.
Trzeba się zdecydować. Podjąć decyzję, że jestem tu i tym życiem tutejszym żyję. Że na nim się skupiam. Że z niego korzystam. Że dalej zakuwam ten język. Że dalej wstaję rano do pracy, choć wiem, że jest tymczasową, ale nie przestaję też szukać tej wymarzonej. Doceniam to, co mam i to, co mogę mieć. Doceniam to, co Francja mi daje. A zawdzięczam jej już wiele. Moja lista spełnionych marzeń, zwłaszcza podróżniczych, to jest jeden z tych ogromnych darów emigracji. Pod tym względem mam tu życie, o jakim zawsze marzyłam, i jakie nie byłoby możliwe, gdybym pozostała w Polsce. Uświadamiam to sobie coraz bardziej, a szczególnie w ostatnim czasie, kiedy rozpoczęliśmy gorący etap przygotowań do wakacji. Do wakacji naszego życia – warto dodać. Moje wielkie marzenie o prawdziwych wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu staje się faktem. Chce mi się piszczeć z radości, tak samo jak wtedy, gdy jako 7-latka po raz pierwszy jechałam na obóz wędrowny w Tatry. To było coś. Dla dziewczynki z małej wioski to był kosmos. Tak jak teraz podróż autem przez pół Francji, zasypianie przy dźwięku cykad, poranna kawa na tarasie z widokiem na Alpy, wiele cudnych miejsc, miasteczek, portów i plaż do zwiedzenia, zobaczenia, posmakowania… Cudna przygoda przed nami. Spełnienie naszych marzeń.
I dlatego dziś jestem wdzięczna. Tak po prostu. Staram się żyć tym, co tu i teraz. Motywacji szukam w możliwościach, które są w zasięgu mojej ręki. Nie zastanawiam, co by było, gdyby. Mogłoby być dużo gorzej. Albo i lepiej. Ale pewności nie mam. Za to wiem, co było, co jest i co mam. Że najlepszą decyzją, jaką mogę podjąć dziś, a może także jutro, jest zgodzić się na to, co jest i umieć się tym cieszyć. Cieszyć się tak naprawdę. Bo przecież jest czym. A krówki przywiezie mama.