Sytuacja jest letnia, wakacyjna, pełna gości, wydarzeń, wyjazdów i wrażeń. Nie będę się zatem tłumaczyć, dlaczego wpisy są tak rzadko, bo nie lubię tego także na innych blogach – normalne i życiowe jest to, że pisze się wtedy, gdy ma się czas i na odwrót 😉
Póki co bardzo chciałabym się z Wami podzielić pierwszymi wrażeniami z mojej pierwszej w życiu wizyty w Disneylandzie. W telegraficznym skrócie: było kolorowo, bajkowo, muzycznie, zabawnie. Czas na ten jeden dzień stanął w miejscu. Disneyland to rewelacyjne miejsce na tzw. odmóżdżenie, pauzę w biegu, zdystansowanie od przeraźliwie poważnego i racjonalnego świata. Przekraczając bramę wejściową poczujecie się znowu jak beztroskie dzieci – możecie się przebierać w najdziwniejsze stroje, tarzać ze śmiechu na trawie, jeść do woli różową watę cukrowa, drzeć w wniebogłosy na kolejce, strzelać z laserowych pistoletów gdzie popadnie, tańczyć i śpiewać z Myszką Miki i innymi postaciami z Waszych ulubionych bajek dzieciństwa. Możecie latać w przestworzach z Piotrusiem Panem, odwiedzić Pinokia w uroczym domku Gepetto, popłynąć statkiem z piratami, wspiąć się na drzewo Robinsona Crusoe i zjeść pizzę w kształcicie głowy Myszki Miki. Możecie dać się ponieść wodzy fantazji i podążając za zachwyconymi dziećmi zrzucić z siebie pancerz poważnych dorosłych sztywniaków, bo tak naprawdę przecież wcale tacy nie jesteśmy 😉
Przy bardzo dobrym stanie gotówki można tu spędzić noc w bajkowym hotelu, na którego wieży znajduje się z jeden z najciekawszych zegarów, jakie w życiu widziałam… Pełna relacja z wizyty w Disneylandzie ukaże się na blogu prędzej czy później, póki co zamieszczam złowione w zachwycie baśniowe zegary…
Jak się domyślacie, bądź nie – byłam zachwycona 🙂