Tak jak wspomniałam w ostatnim podsumowaniu majowym, stuknęły właśnie 2 latka naszemu blogowi, zatem czas na zmiany i powiew blogowej świeżości. Więcej życia na Przystanku, a zatem więcej inspiracji. Oto nowy cykl artykułów – krótkich, raczej kolaży, z mojego życia na francuskiej emigracji. Będę Wam podrzucać obrazki, piosenki, filmy, plakaty, sukienki i kapelusze – wszystko to, co mnie tu na co dzień zaskakuje, porusza, zachwyca, bulwersuje… To są czasami drobiazgi, o których być może nie ma sensu pisać całego artykułu, ale z tych drobiazgów tak naprawdę składa się nasza rzeczywistość. Nasze życie. Mam nadzieję, że znajdziecie tutaj coś dla siebie. Hej hop – zaczynamy!
1. Pod palmami
Paryskie dworce. Niekiedy śmierdzące, niebezpieczne, ale z jakim charakterem. Dworzec Saint Lazare to mój faworyt. Jest inny. Stylowy, ale nowoczesny. Mały. Pachnący Sephorą i rozbrzmiewający muzyką z fortepianu, który stoi w hallu do dyspozycji wszystkich amatorów i profesjonalistów. Ostatnio oniemiałam niemalże, gdy wychodząc z peronu moim oczom ukazał się widok zielonej trawy, leżaków, stoliczków i ludzi pijących kawę pod palmami i parasolami. Jaka akcja, taka promocja. Świetne. KLIK
2. Maja
Informacja o śmierci Zbigniewa Wodeckiego uderzyła we mnie w sposób wyjątkowy. Nie dlatego, że jakaś wielka fanka ze mnie, ani też ignorantka. Tabloidy uśmierciły go już wcześniej i to kilka razy. Tak się złożyło, że dzień przed jego śmiercią, w niedzielne, upalne popołudnie w moje ręce wpadł styczniowy „Twój Styl” z długim wywiadem właśnie z Wodeckim. Byłam zaskoczona z jaką rozbrajającą szczerością mówi o głodzie sukcesu, który nie pozwala mu zwolnić tempa i o tym, jakim trudnym ojcem i mężem był. A raczej, że nim wcale nie był. Do czego zmierzam. Ano do „Pszczółki Mai”. Kilka tygodni wcześniej, spędzając poranek z moimi dwoma małymi podopiecznymi, czyli butelka + bajka ;), odkryłam, że istnieje francuska wersja tej bajki. Jesteście ciekawi jak brzmi czołówka? Mały na jej dźwięk zatrzymuje się przed TV jak zahipnotyzowany. A ja ma chwilę na łyk jeszcze ciepłej kawy 😉
I jeszcze ta starsza, nam znana bardzo wersja, tyle że po francusku.
3. Sobota z „The Voice”
Z czym kojarzy się Wam sobota? Mi ze sprzątaniem i „The Voice’em”. Francuską wersją oczywiście, bo polska nie podoba mi się wcale… Zresztą atmosfera jest nie do porównania, francuscy jurorzy stanowią tak fantastyczny, zabawny, a przy tym profesjonalny team, że mogłabym ich oglądać bez końca. No a poziom uczestników jest również zdumiewający. W Polsce nigdy nie śledziłam jakoś szczególnie tego typu programów, a tu we Francji na „The Voice” czekam z podekscytowaniem i oglądam jak zahipnotyzowana. Ale do celu. To mój tegoroczny faworyt. Nicola Cavallaro. Włoch z pochodzenia, lekarz, żołnierz, bardzo dobrze władający językiem francuskim, śpiewający z takim zadziorem, że ach…! Niby nie w moim typie, a jednak ma to coś! 😉 Posłuchajcie. KLIK i KLIK
I jeszcze jedno moje męskie odkrycie tej edycji. Tym razem Francuz. Niestety odpadł już, moim zdaniem niesłusznie, z programu, ale posłuchajcie co zrobił z tą znaną piosenką… Do dziś siedzi mi w głowie, innych wdzięków też trudno mu odmówić…;)) Przed Wami Marvin Dupré KLIK:
4. Chcesz czy nie chcesz? („Tu veux ou tu veux pas?”)
Film. Ostatnimi czasy jakoś opornie szło nam znajdowanie ciekawych, francuskich filmów. I kiedy daliśmy sobie spokój, TF1 puścił świetną komedię, z mistrzowską obsadą i fantastyczną grą Sophie Marceau i Patricka Bruela. Już dawno się tak nie uśmiałam. Film bardzo francuski, bardzo sexy, świetny komizm sytuacyjny. W sam raz na reset głowy. KLIK
5. Kosmos
A na koniec kosmos. Dosłownie. Jest młody, przystojny, wykształcony, a dla swojej pasji poleciał w kosmos… Francuski astronauta Thomas Pesquet. Oglądałam na żywo moment wystrzelenia tego statku kosmicznego Sojuz MS-03 z trojgiem astronautów na pokładzie, a było to ponad pół roku temu. Myślałam wówczas o tym, że to długo, że w międzyczasie Boże Narodzenie, Wielkanoc itd. A tu proszę, w ostatni piątek wylądowali już w Kazachstanie- Francuz Thomas Pesquet i Rosjanin Oleg Nowicki. Ich trzecia towarzyszka – Amerykanka Peggy Whitson ma powrócić na Ziemię dopiero we wrześniu, po ustanowieniu kobiecego rekordu, czyli 300 dni nieprzerwanego pobytu w kosmosie. Wow! W ubiegły piątek oglądałam na żywo, jak panowie lądowali ze spadochronem… Nieprawdopodobnie inspirujące. A jeszcze bardziej inspirujący jest fakt, że można było śledzić tę kosmiczną podróż niemalże codziennie w mediach społecznościowych, gdzie Francuz zamieszczał zdjęcia i filmy dokumentujące ich codzienność i pracę. W niezwykłych czasach żyjemy… Zobaczcie jak wygląda życie w kosmosie i po zejściu na ziemię… KLIK
Do zobaczenia za tydzień! Dajcie znać, czy znaleźliście coś dla siebie 😉